Z dyżurów

Jaracza 59 – wyburzenie a drzewa

Dbacie o to, bym się nie leniła jako doradczyni, oj, dbacie. W tym tygodniu postawiło mnie do pionu kilka zgłoszeń, w tym po sąsiedzku. Przy ul. Jaracza 59 rozpoczęło się wyburzanie zaniedbanej przez miasto kamienicy – ostańca między dojazdem do tzw. gazowni i garaży a miejskim parkingiem użytkowanym przez pracowników sądu. Pamiętałam to miejsce i wiedziałam, że jest tam sporo drzew, więc pobiegłam „zbadać sprawę”.

Na samym podwórku tylko jeden spory czarny bez, raczej nie ma szansy przetrwać między rozbieranymi komórkami. I nie trzeba zezwolenia na jego usunięcie, pień ma mały obwód. Za to po stronie sądu przy samiutkim murze wyburzanych budynków rośnie kilka dorodnych drzew, ich pnie przytykają wręcz do ściany, a korzenie prawdopodobnie wrastają w nią. Dla tych drzew nieostrożna rozbiórka to może być śmiertelne zagrożenie – mogą się po prostu wywrócić, do tego na przechodzące osoby i parkujące pojazdy. Na całym skrawku zieleńca naliczyłam 38 drzew!

fot. Urszula Niziołek-Janiak

Wyburzenie takiego budynku wymaga pozwolenia budowlanego i jest obwarowane przepisami prawa budowlanego dot. m. in. zabezpieczenia terenu objętego rozbiórką. Ale też zapewnienia, że w otoczeniu nie dojdzie na skutek rozbiórki do żadnych szkód czy zagrożeń – w tym szkód dla zieleni. Jeśli drzewa na terenie budowy lub obok muszą być wycięte, potrzebne jest zezwolenie od marszałka – bo to akurat teren gminny. Za uzyskanie pozwoleń odpowiada właściciel nieruchomości, za sposób prowadzenia prac – kierownik budowy. Jego nazwisko i telefon powinny znaleźć się na tablicy budowy umieszczonej w widocznym miejscu, takim, by przechodnie mogli w razie konieczności zgłosić mu problem. Tablicy nie było. Czemu o tym piszę? Bo często chcąc bronić drzew, trzeba szukać możliwości zgłoszenia uwag na miejscu albo wstrzymania prac zagrażających drzewom na podstawie niebezpiecznych nieprawidłowości na budowie.

fot. Urszula Niziołek-Janiak

Teren budowy musi być tak wygrodzony, by osoby postronne nie mogły na niego wejść, bo może to być po prostu niebezpieczne. Sprawdzam więc – od strony garaży stoją stalowe ażurowe barierki, ale porozsuwane i bez problemu ludzie skracają sobie między nimi drogę do ul. Narutowicza. Od strony parkingu na długim odcinku jedynym zabezpieczeniem miała być wg wykonawcy białoczerwona taśma, smętnie snująca się w kawałkach po trawniku i chodniku. Może jeszcze nie ma rozbiórki, skoro tak to wygląda? Ależ jest! Dwie maszyny zdążyły już nadgryźć mury oficyny i rozebrać któryś z niskich budynków gospodarczych, bo po podwórku ściele się gruz a w ziemi zieje na oko dwumetrowa dziura. Tyle, że ani żywego ducha na placu.

fot. Urszula Niziołek-Janiak

Dzwonię do Wydziału Urbanistyki i Architektury UMŁ, bo to tam wydawane są pozwolenia na budowę, w tym dla… UMŁ. Powinni wiedzieć, jakie obowiązki zostały nałożone by ochronić drzewa na sąsiednim terenie. Oczywiście nie odbierają. Składam do nich wniosek o dostęp do informacji publicznej – błyskawiczna odpowiedź odsyłająca do PINB. Spychologia – bo jako organ wydający decyzje, mają obowiązek je udostępnić, odpisuję więc, że czekam na dane w ich posiadaniu.

Nadzór budowlany w Łodzi działa słabo i głównie gdy stanie się już coś złego. Czemu? Dzwonię pod wszystkie dostępne numery – jedyny odbierający rzęzi w słuchawce. Składam więc oficjalny wniosek o kontrolę placu budowy, mailem, z podpisem kwalifikowanym. Może kiedyś odpowiedzą.

Kto zareagował? Departament Ekologii i Klimatu, któremu do wiadomości przesłałam pismo do PINB i Zarząd Zieleni Miejskiej. W poniedziałek miły pracownik ZZM skontroluje miejsce rozbiórki i sprawdzi, czy wykonawca ma obowiązek zabezpieczyć drzewa przez uszkodzeniem, utratą stabilności i zapyleniem. Dziękuję!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *