Film ruchu miejskiego Kraków dla Mieszkańców bardzo mnie rozbawił, ale i wzburzył bo pokazywał działanie absurdalne i niegospodarne. Wybaczcie, że nie do końca dotyczy drzew w miastach, ale obrazuje, jaki brak wyobraźni mają nasi samorządowcy (i nie tylko oni).
Mamy upały, które dają się we znaki wszystkim, ale przede wszystkim pieszym. A ulice miast przez lata wycinek i zaniedbań pozbawiliśmy cienia (i nadal to robimy). Kraków postanowił zatroszczyć się o smażących się przechodniów w ramach adaptacji do zmian klimatu. Brawo?
Cóż zrobiły nowe władze grodu Kraka? Posadziły szpalery dorodnych drzew szybko rosnących gatunków? Dofinansowały markizy nad przyulicznymi witrynami? A może zawiesiły dające cień żagle w miejscach, gdzie piesi „przymusowo” muszą stać, czekając na zielone?
Nie! Ustawiły na pół roku za 20 tys. zł 2 (słownie: DWA) parklety ze sklejkowych kubików, częściowo przeznaczonych na donice z pnączami, a innych do siedzenia. Dwa na milionowe miasto pełne turystów. Ustawione na chodniku, nie na miejscu postojowym – ale ok, może chodziło o to, że tam potrzeba odrobiny cienia. Tyle, że cienia to nie daje, jak ławeczka z mchem przy Piłsudskiego w naszym mieście nie oczyszcza powietrza. Niby pocieszeniem mogłoby być, że krakowskie konstrukcje nie były sfinansowane z budżetu miasta. Ale żadne to pocieszenie. Parklety mają sens, gdy na wąskiej ulicy z wąskim chodnikiem, gdzie nijak nie wejdzie drzewo, oddają miejsce postojowe pieszym.
Za parklety zapłaciła w ramach akcji CoolCo’s… Komisja Europejska czyli „rząd Unii Europejskiej”, odpowiedzialny m. in. za prawidłowe stosowanie strategii politycznych UE w państwach członkowskich. W zamyśle są to ekspertymentalne „wyspy zieleni” w przestrzeni miast. A wyglądają… tak.

W pół roku nie ma szansy, by rośliny w donicach ustawionych przy nagrzanych do czerwoności parkingach dały porządny cień. Super, gdyby zarastały wiaty przystanków zamontowanych na stałe w przestrzeni ulic. Za sumę przeznaczoną na ekspozycję parkletów w Krakowie miasto mogłoby na stałe posadzić kilka drzew (ceny drzew o wysokości 4,5 m zaczynają się od 900 zł) i ustawić między nimi ławki, w pewnością wygodniejsze niż wąskie przestrzenie między donicami. I skorzystałoby z niej więcej osób niż z owej unijnej „wyspy zieleni”. Zacieniona przestrzeń byłaby dużo większa niż ta, którą daje… za mały daszek. Dodatkowo odbetonowanie dałoby kawałek przestrzeni chłonącej wodę i będącej miejscem na drobne rośliny. O korzyściach estetycznych nie wspominając. Przypomniała mi się propozycja projektanta ustawienia na jednym z „rewitalizowanych” miejsc metalowych drzew.
Miało dawać cień? Miało dawać ochłodę? Miejsce wypoczynku? To wynaleziono na nowo drzewo. Tak myślą politycy, jak widać nie tylko rodzimi. Gadżetami. Komisjo Europejska, nie idź tą drogą! Naprawdę rozumniej byłoby ofiarować pieniądze miastom na posadzenie drzew! Albo choćby na szerszą akcję „TreeTag” – informowania o wartości drzew dla miast na drzewach, bez zużywania energii i surowców na wędrowne konstrukcje.