Warto wiedzieć

Trochę bardziej zielono

W połowie stycznia wchodzi w życie Ustawa z dnia 27 listopada 2024 r.
o zmianie ustawy – Prawo ochrony środowiska oraz niektórych innych ustaw. Wprowadza ona kilka naprawdę potrzebnych rozwiązań dotyczących nie tylko spraw stricte klimatycznych, ale i zieleni. Zerknijmy, co nowego nam uszykowano.

Do definicji Prawa ochrony środowiska w pkt. 9a) dodano miejskie planie adaptacji jako dokumenty o charakterze strategiczno-wdrożeniowym obejmujący swoim zakresem obszar danego miasta, mający na celu zmniejszenie podatności miasta na zmiany klimatu, w tym poprawę zdolności przystosowania miasta do zmian klimatu.

Miejskie plany adaptacji do zmian klimatu maja być obowiązkowe („sporządza się” a nie „można sporządzić”) dla miejscowości powyżej 20 tys. mieszkańców (określane na podst. według stanu na dzień 31 grudnia roku poprzedniego wg GUS). Uchwała zobowiązująca do opracowania planu adaptacji będzie podejmowana z inicjatywy burmistrza/prezydenta albo z inicjatyw rady gminy. Ma to znaczenie, ponieważ często władzom wykonawczym nie jest po drodze z proklimatycznymi działaniami, dla wielu gmin jest to też opracowanie dość kosztowne, wymagające zlecenia podmiotom zewnętrznym.

Częścią obligatoryjną planu adaptacji są m. in.:

  • koncepcja zazieleniania miasta, w tym zwiększania powierzchni terenów zieleni i zadrzewień
  • koncepcja zagospodarowania wód opadowych i roztopowych.

To drugie może przełożyć się na rozwiązania polepszające warunki nawodnienia terenów zieleni, w tym drzew. Opracowanie w części programowej musi zawierać szczegółowe cele planu, opis działań adaptacyjnych oraz harmonogram rzeczowo-finansowy! Czyli uchwała, która nie wskazuje szczegółowo, co będzie zrobione, kiedy i za jakiej wysokości kwoty będzie uchylona przez wojewodę jako niespełniająca ustawowych wymogów. Z jednej strony szczegółowe wymogi są korzystne dla mieszkańców troszczących się na środowisko i powinny być ujęte w ustawie, z drugiej – daje to pole do celowego przygotowywania uchwał wadliwych przez burmistrzów.

Przyjęte wskaźniki realizacji to sam konkret:

  • określona liczbowo wartość początkowa,
  • określona liczbowo wartość docelowa
  • rok osiągnięcia wartości docelowej.
  • Będzie też można dodać inne wskaźniki, ale te konkretne będą obowiązkowe. To dobra podstawa by rozliczać burmistrza/prezydenta z realizacji poszczególnych zadań.

Co ważne, plany adaptacji będą musiały być skonsultowane z mieszkańcami, ale nie wg lokalnego regulaminu konsultacji społecznych, lecz w trybie Ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko. Mieszkanki i mieszkanki miast pow. 20 tys. muszą więc mieć zapewniony wpływ na kształt dokumentu – ale zaplanowane działania muszą wynikać z przeprowadzonych analiz, a nie z Zwieńczeniem opracowania jest uchwalenie przez radę gminy. Burmistrz musi co dwa lata składać radzie gminy sprawozdania z realizacji planu, a w latach parzystych także monitorującemu ogólnopolskie działania proklimatyczne i adaptacyjne miast Instytutowi Ochrony Środowiska. Uwagi instytutu będą musiałby być uwzględnione przez burmistrza w ciągu 60 dni.

W planowaniu przestrzennym

Niestety, popełniono kolejny błąd, ograniczający moc sprawczą miejskich planów adaptacji – tak jak było dotąd ze studium zagospodarowania przestrzennego, plany adaptacji nie są bezpośrednio aktem prawa miejscowego. Czyli zobowiązują włodarzy miast w ramach ich inwestycji i działań, ale nie powodują skutków prawnych dla terenów prywatnych. By je wdrożyć w pełni, konieczne i obowiązkowe będzie uwzględnienie zaplanowanych działań w planie ogólnym i miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego – co wydatnie wydłuży realizację. W tym celu zmieniono art. 1 w ust. 2 (w planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym uwzględnia się zwłaszcza) pkt 3 otrzymuje brzmienie:
„3) wymagania ochrony środowiska, w tym:
a) gospodarowania wodami,
b) ochrony gruntów rolnych i leśnych,
c) ochrony złóż kopalin,
d) zmniejszania podatności na zmiany klimatu.

Co dla zieleni w innych ustawach?

Zmiana ustawy o ochronie przyrody nałożyła na gminy w art. 78:

  • obowiązek zakładania i utrzymywania w należytym stanie terenów zieleni i zadrzewień (z pewnością nie jest to wszechobecna jemioła – przyp. red.)
  • przy zakładaniu terenów zieleni zasadę wykorzystywania w pierwszej kolejności tego, co stanowi o przyrodniczej wartości terenu, zasadę zachowania zastanej roślinności rodzimej (np. jeśli wartością przyrodniczą są krzewy dające owoce ptakom, powinny być zachowane – przyp. red.)
  • powierzchnia biologicznie czynna powinna zajmować minimum 90% terenu zieleni, chyba, że nie ma takiej możliwości np. ograniczenie wynika z przepisów odrębnych (patrz – układ zabytkowy – przyp. red.)
  • przy utrzymywaniu terenu zieleni wprowadzono zasadę przede wszystkim dbania o funkcje przyrodnicze terenu, w tym poprzez zostawienie części jego obszaru do naturalnej wegetacji, ekstensywną pielęgnację zieleni (!), a w miarę możliwości zwiększanie udziału powierzchni biologicznie czynnej (czy nie będziemy musieli błagać o usuwanie jedynie posuszu drzew na miejskich zieleńcach, bo mamy kolejny przepis, na który możemy się powołać?- przyp. red.).

Co nam to da?

Czy punktowe nowelizacje w Prawie ochrony środowiska, Ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, Ustawie o ochronie przyrody (i paru jeszcze ustawach) radykalnie zmienią rzeczywistość mniejszych miast i tych w wielkich i dużych, które nie maja jeszcze planów adaptacji? Zobaczymy. Z pewnością mieszkanki i mieszkańcy otrzymali dzięki temu możliwość większej presji na władze wykonawcze, dotąd samowładnie decydujące, czy wdrażać działania proklimatyczne i adaptacyjne.

Zawsze łatwiej znaleźć w radzie gminy życzliwego radnego, który podejmie inicjatywę uchwałodawczą niż dotrzeć do opornego i broniącego się przed wydatkami burmistrza i przekonać go, by jak najszybciej zadbał o warunki życia w gminie w dobie upałów, nawałnic i susz. A to otwiera nam drogę, by głos świadomych zagrożeń mieszkańców znalazł odzwierciedlenie w miejskim planie adaptacji. I by potem egzekwować uwzględnianie jego wytycznych w planowaniu przestrzennym aby działania dotyczyły nie tylko miejskich gruntów.

Zmiany w ustawie o ochronie przyrody z jednej strony wytyczają właściwy kierunek, z drugiej jednak nie poszerzają uprawnień burmistrzów i ich urzędników do ochrony powierzchni biologicznie czynnych czy drzew w wydawanych decyzjach administracyjnych np. budowlanych. Kolejny raz mamy do czynienia z przesuwaniem ograniczeń w sposobie dysponowania nieruchomościami prywatnymi na poziom planów miejscowych, choć przepisy ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym wcale nie zostały efektywnie wzmocnione. Wiemy przecież, że w praktyce potrzeby zrównoważonego rozwoju czy walory architektoniczne i krajobrazowe są mniej ważne niż „walory ekonomiczne przestrzeni”, „prawo własności” czy „potrzeby związane z kształtowaniem rolniczej przestrzeni produkcyjnej i rozwoju produkcji rolniczej”.

Jest to o tyle rozczarowujące, że do sejmu już kilka miesięcy temu trafił projekt szerszej nowelizacji ustaw, dotykający kluczowych dla miast problemów z traktowaniem drzew – naszych największych naturalnych sprzymierzeńców w walce ze zmianami klimatycznymi w miastach.

Nasze miasto jako jedno z pierwszych w Polsce przyjęło Plan adaptacji do zmian klimatu miasta Łodzi do roku 2030 o wdzięcznym tytule „Wczujmy się w klimat”. Opracowane wówczas z Ministerstwem Klimatu i Środowiska dokumenty dla kilku miast miały być sprawdzianem, jak w praktyce będzie wyglądało wprowadzanie działań proklimatycznych i na jakie ew. przeszkody natrafi. Widocznie pilotaż uznano za udany, skoro poszerzono stosowanie tych dokumentów. Faktycznie można uznać, że stopniowo (chciałoby się szybciej, lepiej i skuteczniej) następuje zmiana postrzegania roli samorządów w tym zakresie przez władze Łodzi. Ale widać też, że temat jest traktowany jedynie wycinkowo – jakby dało się „załatwić sprawę” miejskimi, przypadkowo lokowanymi parkami i pokazowym zdjęciem chodnika w paru eksponowanych miejscach. Czy zmiany wprowadzone ustawą z 27 listopada 2024 r. to naprawdę wszystko, czego potrzebowały polskie samorządy?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *