Przed dwoma tygodniami na prośbę mieszkanki interweniowałam ws. kartek na kilu drzewach zapowiadających ich usuwanie przy ul. Kamińskiego w okolicy ul. Kołłątaja. Dzięki bogu okazało się, że wykonawca „trochę przesadził”, bo tylko informacje o wycince drzew przemawiają do wyobraźni parkujących pod nimi kierowców, a nie była planowana żadna wycinka, a jedynie tzw. pielęgnacja. Informacja o „pielęgnacji” była wywieszona w innych miejscach. Czemu „tak zwana”?
Pani, która zgłosiła mi te kartki, potwierdziła po wykonaniu prac, że drzewa jak stały, tak stoją. I że nawet dość delikatnie z nimi postąpiono. Uspokoiło mnie to jako mieszkankę innego odcinka tej ulicy. Niestety na mojej przecznicy nie wygląda to tak różowo i gdyby nie tydzień poza domem, nie dopuściłabym do tak prowadzonych prac. Przez kilkanaście lat udawało mi się blokować rozpasanie panów z piłami i mogliśmy z sąsiadami cieszyć się widokiem konarów odrastających od ogołoconych „za Kropiwnickiego” pni klonów srebrzystych. Tym cenniejszych, że rosnących po stronie ulicy z podziemnymi przewodami gazowymi – zdajemy sobie z sąsiadami sprawę, że gdy nasze drzewa umrą, trudno będzie o przywrócenie szpaleru. Przerabialiśmy to już gdy Zarząd Zieleni Miejskiej zamierzał wyciąć większość zdewastowanych wcześniejszymi przycinkami drzew i musieliśmy ich bronić – za kilka wyciętych posadzono wyłącznie drzewa po stronie ulicy bez gazociągu.
Cóż się okazało teraz? Roślinom w ramach prac technicznych (jako części pielęgnacji) ucięto konary nad chodnikiem do wysokości 2 piętra (ok. 7m), nad jezdnią naszej wąskiej uliczki jeszcze wyżej. Skrajnia jezdni drogi publicznej klasy Z, L i D (w uproszczeniu pas wolnej przestrzeni ponad nawierzchnią) wynosi wg Rozporządzenia Ministra Infrastruktury w sprawie przepisów techniczno-budowlanych dotyczących dróg publicznych nie mniej niż 4,50 m i może być zmniejszona nawet do 4,20 m za zgodą zarządcy drogi, a poniżej 4,20 m za zgodą straży pożarnej. W przypadku chodnika jest to nie mniej niż 2,50 m. Skrajnia jezdni jest liczona razem z opaskami bezpieczeństwa czyt. zarośniętymi z reguły rządkami płyt chodnikowych. Skrajnia chodnika zamyka się w jego szerokości. Nie było więc żadnego powodu, by tak wysoko podkrzesywać klony. Ba, także w skrajni można było skrócić konary i gałęzie, a nie w całości je usuwać.
W dodatku ten gatunek drzew źle znosi korygowanie koron, a odcinanie konarów przy samym pniu powoduje szybkie wnikanie weń patogenów, szkodników, grzybów i prowadzi do osłabienia i w efekcie śmierci drzew. Martwego drzewa nie tknięto (sic!). Licznych siedlisk jemioły również (sic!). W koronach drzew pozostawiono posusz, w tym dużą, kilkumetrową martwą gałąź wiszącą nad parkującymi samochodami i ogromny pionowy konar-przewodnik, z którego płatami odpada kora. Z części drzew słusznie usunięto odrosty przy korzeniach i w dole pni – ale nie ze wszystkich. Taka to była „pielęgnacja”.
Jestem absolutnie wkurzona. Ale powściągnę emocje. Muszę ustalić, na co Zarząd Zieleni Miejskiej wystawił zlecenie wykonawcy i jakie warunki mu ustalili. Jeśli tylko prace techniczne i odsunięcie drzew od elewacji – i tak ostro przesadził. Jeśli pełną pielęgnację – nie wykonał rzetelnie ani prawidłowo zlecenia, a odebranie takich prac może zakrawać na niegospodarność.
Nie pokażę Wam tych drzew. Nie jestem w stanie robić zdjęć dokonaniom ZZM. Nie ma już tych rzucających migoczący cień gałęzi z sierpniowego zdjęcia…