Coraz częściej, odkąd w trakcie dyżuru można do nas dzwonić, zgłaszają się osoby spoza Łodzi, starające się ochronić drzewa na swojej ulicy w mniejszej miejscowości. Dotarły już takie sygnały z Głowna, Kutna, Brzezin, a nawet z podłódzkich wsi. Wszędzie zbiera żniwo nie tylko lex Szyszko, ale też specustawa drogowa, a czasem zwykła bezmyślność.
Małe gminy borykają się z podobnymi problemami, a dysponują dużo słabszym zapleczem kadrowym, finansowym i organizacyjnym. Rzadziej mają szanse nawiązać współpracę z uczelniami, a mieszkankom i mieszkańcom trudniej jest znaleźć merytoryczne wsparcie by efektywnie bronić przyrody, środowiska, warunków życia. Co więcej, część ścieżek urzędowych wygląda inaczej, a artykuły i przykładowe interwencje z reguły dotyczą dużych ośrodków.
Dodatkowym problemem jest słabe zainteresowanie mediów posiadających siedziby w stolicy regionu „problemem z drzewami na Zabrzeźni” czy skalą „przywracania do użytku rolnego” pomnikowych drzew. Trzeba przecież jechać daleko, w miejsca, gdzie słabo działa transport zbiorowy – to pochłania dużo czasu. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak ważna jest medialna presja dla efektywności społecznego sprzeciwu.
Plusem jest natomiast szybkie rozchodzenie się informacji i identyfikowanie się mieszkanek i mieszkańców z większością obszaru miejsca życia. W skali mniejszej miejscowości sprzeciw kilkudziesięciu osób robi wrażenie na decydentach, w mieście takim, jak Łódź mógłby wcale nie zostać zauważony. Łatwiej też dotrzeć do burmistrza nawet poza urzędem.
Chętnie wymienimy się doświadczeniami z obrońcami drzew z mniejszych miejscowości – ale też z ich władzami, jeśli zależy im na szukaniu rozwiązań by na ich terenie drzewa nie padały bez potrzeby przy inwestycjach i by włączać lokalną społeczność w pilnowanie drzew i dbanie o nie.
Jeśli macie uwagi do tekstu czy własne doświadczenia w podobnych sprawach, piszcie dyzury@mapadrzewlodzi.pl